KAWA Z KUPY?
Kawa z kupy? Tak, tak, tu nie ma błędu. W tytule pojawiało się słowo na „k”. Ktoś zaraz zawrzeszczy: „czy w monko. dział marketingu kompletnie postradał zmysły?!”. Otóż nie, nie postradał. Po prostu prościej się już tego napisać nie da, a tak na prawdę należało by tu użyć słowa na „d”, ale o tym dalej…
No więc, wszystko zaczęło się od pewnego sierściucha zwanego łaskunem. To takie dość sympatyczne z mordki zwierzę z rodziny wiwerowatych, które zamieszkuje sobie rejony południowej i południowo-wschodniej Azji.
Z racji tego, że zwierz ten łazi sobie w okolicy, w której rośnie dużo kawy, to prawdopodobnie z czystego lenistwa żre kawę. Pewnie większość z nas wie, co się dzieje z jelitami, kiedy przesadzimy z ilością kawy? Łaskun pod tym względem od człowieka nie za wiele się różni i też potrafi go nieźle pogonić. Do tej pory, możemy uznać, że wszystko to, co tu napisano ma jakiś tam sens. Dopiero teraz zaczynają się schody i można by zacząć się zastanawiać – po co?! Ktoś jednak uznał, że skoro łaskun zeżarł owoce kawowca, lekko je tylko nadtrawił, to przecież szkoda by je wyrzucić i je sobie podniósł. Jak już oczyścił nadszarpnięte sokami trawiennymi łaskuna ziarna, to zaparzył z nich kawę, no i się zaczęło…
Nie pytajcie mnie, kto i dlaczego miał taki pomysł. Nawet najsprytniejsza wyszukiwarka internetowa nie jest w stanie Wam odpowiedzieć na to pytanie. Problem w tym, że pomysł ten się przyjął. Nie było by w tym nic krzywdzącego. W końcu co komu przeszkadza, że gromada ludzi szwęda się po krzakach i zbiera kupki? Można by nawet powiedzieć, że to miło z ich strony, że sprzątają. Duży problem pojawił się jednak troszkę później…
Jak wiadomo, takie łażenie przez cały dzień za odchodami pochowanymi w krzakach dość mocno windowało cenę samego ziarna – w końcu trochę się trzeba nałazić i to często pod górkę. Kiedy już ceny kawy Kopi Luwak (bo tak ją nazwano) poszybowały w kosmos, to zaczął robić się z tego gówniany biznes. Ktoś chory na umyśle wpadł na pomysł, że po co łazić za luwakami przez cały dzień, skoro można wsadzić je do klatki i tylko podsypywać im kawkę do dzioba. Niestety na taki wyzysk biednych zwierzaków zgodzić się nie można!
Zresztą, nie będziemy mówić nikomu jak ma żyć, ale naszym zdaniem, ta najdroższa kawa jest po prostu do dupy. A cena 2 500 zł za kg, to już jakiś obłęd. W tej kwocie możecie skompletować sobie kilka zestawów do parzenia alternatyw i zrobić jeszcze całkiem pokaźny zapas normalnej kawy.